Siedzimy, a ja wpatruję się w podłogę. Nie mam dość odwagi by spojrzeć komukolwiek w oczy. Nikt nie ma. Zastanawiam się ile czasu minęło, odkąd znaleźliśmy się w Norze, odkąd siedzimy tu bez słowa, odkąd nie mamy kontaktu z Hermione. Mimo, że w ostatnim czasie zbliżyłam się do niej, to nie potrafię sobie wyobrazić co czuje Ron albo Harry. Chce ich wesprzeć, ale co w tej sytuacji mogłabym powiedzieć? Pustka w głowie, odbija się ogromnym echem, który uświadamia mnie, że czas przerwać milczenie. Co jednak mogłabym powiedzieć? Przed oczami widzę dziewczynę o gęstych, kasztanowych włosach, skrępowaną, zakrwawioną i posiniaczoną. 'Nie wolno ci tak myśleć', powtarzam sobie w duchu, jednak nie wymazuje tego obrazu sprzed oczu. Czuje jak ręce oblewają mi się potem. Dlaczego do cholery nikt nic nie mówi?! Dlaczego siedzimy tu, zamiast szukać tak bliskiej nam wszystkim osoby?! Ron, tak jakby czyta mi w myślach, zrywa się z kanapy bez słowa zmierzając ku drzwiom na zewnątrz. Harry wstaje i bez zastanowienia rusza za nim, więc i ja energetycznym ruchem podnoszą się by pójść z nimi. Nagle czuję czyjąś rękę zatrzymującą mnie, to George.
-To nie ma sensu. - mówi, a ja próbuję wyrwać ramię z objęć jego ręki, nieskutecznie. Nagle rozwścieczony Ron odwraca się zmierzając ku starszemu bracie. Musiał usłyszeć, to co powiedział George. Szybszy był jednak tata, w ostatniej chwili powstrzymując rękę swojego najmłodszego syna, która zaraz podbiłaby oko bliźniakowi.
- Ron, Harry osiądźcie - odzywa się mama, na co niechętnie, ale posłusznie obaj siadają na kanapie.
- Śmierciożercy tylko czekają, aż wyruszymy na poszukiwania. Chcą cię złapać Harry, dobrze o tym wiesz - mówi, irytująco spokojnym tonem głosu.
-Super, chcą mnie, więc będą mnie mieli. Niech tylko wypuszczą Hermione, ona nie będzie kolejną osobą, która cierpi z mojego powodu - odpowiada Harry, ze wszystkich sił próbując by nie zabrzmiało to jak pyskowania.
- Nikomu już nic się niestanie - zapewnia tata, ale nikt nie wygląda, tak jakby wierzył w jego słowa - musimy obmyślić plan, przemyśleć strategię Śmierciożerców. Oni prędzej czy później się do ciebie odezwą. Pamiętaj, że w tej grze, tym razem chodzi im wyłącznie o ciebie.
Długo nie mogłam przetrawić słów taty. 'W tej grze chodzi wyłącznie o ciebie', całą noc te słowa dudniły mi w uszach. Wiem, że teraz powinnam myśleć wyłącznie o przyjaciółce, ale doskonale wiem również, że jej się nic nie stanie, wiem że to Harry jest ich ofiarą.
***
Harry stał w wyjątkowo opustoszałej kuchni domu swojego przyjaciela i dziewczyny. Do głowy przychodziły mu najczarniejsze scenariusze. "Co robi teraz Hermiona? Co oni jej robią? Odzyskamy ją?" - myśli te przewijały mu się non stop przez głowę.
- Ałć - jęknął
- Daj, opatrzę - powiedziała ciepłym głosem Ginny, chwycąc jego zakrwawiony palec - musisz uważać.
Chłopak bez zastanowienia podał dłoń dziewczynie. Mógł powierzyć jej całe życie, ufał jej. Rudowłosa zwinnie machnęła różdżką, a rana błyskawicznie się zagoiła.
- Dzięki - odrzekł sucho Harry, chodź wcale nie chciał by te słowa tak zabrzmiały. Zapadła cisza, w której oboje nigdy nie umieli się odnaleźć. Chłopak błądził oczami dokoła pomieszczenia, unikał spojrzenia swojej dziewczyny chodź sam nie mógł stwierdzić dlaczego.
- Odzyskamy ją - przerwała przeciągającą się ciszę
- Daj spokój!
- Harry - powiedziała, wciąż spokojnie, chodź zniecierpliwionym tonem głosu - Ty nie rozumiesz jaką mamy nad nimi przewagę? - Harry milczał, więc dziewczyna kontynuowała - ich jest kilkoro, nas setki. Całe ministerstwo zostało postawione na nogi. Stosują wszelkie możliwości, które pozwolą nam ich wytropić. Wygraliśmy wojnę, naprawdę uważasz, że nie damy rady?
Chłopak nie chciał teraz z nikim rozmawiać. Nie potrzebował pustych słów pocieszenia. Wszystko będzie dobrze. Zbyt często już to słyszał, a przecież wciąż ginęli jego najbliżsi. Odwrócił się, chcąc wyjść z kuchni.
- Śmierciożercy popełnili największy błąd porywając Hermione - powiedziała Ginny. Harry przystanął, zastawiając się o co chodzi dziewczynie - Hermiona jest inteligentniejsza od nas wszystkich razem wziętych. Wiedzą przewyższa każdego. Ona zawsze sobie radzi. Teraz też się nie podda.
Faktycznie. Dziewczyna o kasztanowych włosach nie była taka jak inni. Zawsze znała wyjście z sytuacji, nawet tych beznadziejnych. Harry przypominał sobie wszystkie problemy, które wówczas rozwiązywała jego przyjaciółka. Przez te wszystkie lata, to wyłącznie ona rozwiązywała zagadki nie do rozwiązania. Harry wyszedł z kuchni, biegnąc schodami do góry. Chciał być sam. Nie mógł dłużej przebywać ze swoją dziewczyną. Nie potrafił sobie wybaczyć myśli, które przez moment wkroczyły do jego głowy. Był pewny swojego uczucia do rudowłosej dziewczyny, mimo to nie potrafił sprecyzować powodu przez który czuł się tak okropnie wobec niej. Jak mógł pomyśleć, że wolałby aby to Ginny porwali śmierciożercy? Jak mógł winić tę dziewczynę za porwanie przyjaciółki?
***
Dziewczyna ocknęła się. Sama dokładnie nie wiedziała co się z nią stało. Szeroko otworzyła oczy, mimo to nie zauważyła nic oprócz czarnej przestrzeni. Odruchowo sięgnęła do tylnej kieszeni w poszukiwaniu różdżki.'No tak, to oczywiste, że mnie jej pozbawili' - pomyślała. Postanowiła spokojnie poczekać 5 minut, aż oczy przyzwyczają się do ciemności wszędzie panującej. Nie myliła się, za kilka minut wyraźnie widziała zarysy ścian pomieszczenia. Nie było one duże. Nie znajdowały się również tam żadne meble. Hermione dokładnie obeszła całe pomieszczenie, w nadziei że znajdzie coś przydatnego, coś dzięki czemu wydostanie się z tej przeklętej ciemności. Im dłużej spacerowała po opustoszałym pokoju, tym więcej siły traciła. Zaczęła panikować, podbiegła do drzwi, waląc w nie i krzycząc, chodź doskonale wiedziała, że to i tak nic nie da. Gdy nie miała siły bić w małe, drewniane drzwi, oparła się o zimną ścianę, zsuwając się po niej i upadając na równie zimną posadzkę. Czuła jak słone łzy spływają jej po policzku. Już dawno nie czuła się tak bezradna.
***
Po obiedzie wszyscy znaleźliśmy się w kuchni, by zadecydować co dalej robić. W końcu po tylu godzinach zgodnie stwierdziliśmy, że siedzenie bezradnie w domu nas zabija. Wciąż nikt nie patrzył sobie w oczy. Ron wszedł do kuchni z opuszczoną głową, tak że jego oczu w ogóle nie dało się zobaczyć. Doskonale wiem dlaczego. Przez całą noc płakał, podobnie z resztą jak dzisiejszego dnia. Nic nie jadł, nie pił, nawet nie chodził do łazienki. Mama martwi się, że może się odwodnić.
- Nie możemy tu dłużej siedzieć - powiedział tata Hermiony, który dziś rano razem ze swoją żoną przyjechał do Nory. Mama dziewczyny, wtulona w męża cicho łkała ocierając łzy chusteczką.
- Zapewniam państwa - zabrał głos tata - że Ministerstwo dołożyło wszelkich starań by znaleźć państwa córkę. Nie mniej jednak, podzielam wasze zdanie. Nie możemy tu dłużej siedzieć, bo po prostu zwariujemy - wypowiadając te słowa skierował twarz ku swojemu najmłodszemu synowi. Ron wciąż siedział z opuszczoną głową.
- Gdzie niby mielibyśmy pójść? - odezwał się Harry, od czasu gdy rozmawiałam z nim w kuchni, nie powiedział ani jednego słowa.
- Napisałem list do Ministerstwa, aby podali mi dokładną listę Śmierciożerców, którzy zbiegli z Azkabanu. Z początku byli nie chętni, ale zaraz powinnien dojść list z odpowiedzią, oraz miejscami ich poprzedniego zamieszkania.
- To bez sensu - wtrącił George - ludzie z Ministerwstwa już dawno pewnie tam byli. Poza tym, oni nie są na tyle głupi, by skryć się w domu któregoś z nich. To by było zbyt łatwe.
George ma racje. Tam napewno nie przebywają. Przez kolejne trzy kwadranse krążymy w kółko wymyślając coraz to głupsze miejsce na kryjówkę śmierciożerców.
Po kolejnej godzinie bezsensownej dyskusji, sowa zapukała do okna. Tym razem to Ron zerwał się na równe nogi, by jak najszybciej zapoznać się z treścią listu. Nie obchodziło go, że wszyscy ujrzeli jego opuchnięte, zaczerwienione oczy. Lista była zaskakująco krótka. Z Azkabanu udało się uciec trzem śmierciożercą, a byli to:
- Co dalej? - zapytał Ron załamującym się głosem
Nagle usłyszeliśmy pukanie do drzwi. Każdy zerwał się na równe nogi, a mama ruszyła ku drzwiom by przywitać niespodziewanego gościa.
W drzwiach stanął młody, wysoki, szczupły o jasnych, właściwie białych włosach chłopak. Nie potrafiłam zebrać myśli. Czyżby był wysłannikiem? Przyszedł, przekazać nam wiadomość o stanie Hermiony? Czy może zabrać ze sobą Harry'ego, jako okup za młodą dziewczynę.
- Yyy, dzień dobry - powiedział, a w jego głosie wyraźnie dało się wyczuć skrępowanie i stres - słyszałem, o...
Przestał mówić, gdy Ron rzucił się na niego, przyciskając go do ściany.
-Ty draniu! Jak śmiesz tu przychodzić - krzyczał rudowłosy chłopak - gdzie jest Hermione?!
-Puść mnie! - próbował się bronić i odepchnąć Rona.
Po chwili Harry z Georgem odcięgneli najmłodszego brata, uwalniając chłopaka od ucisku i pozwalając mu złapać spokojnie oddech.
Tym razem głos zabrał Harry.
- Draco, po co tu przyszedłeś?
-To nie ma sensu. - mówi, a ja próbuję wyrwać ramię z objęć jego ręki, nieskutecznie. Nagle rozwścieczony Ron odwraca się zmierzając ku starszemu bracie. Musiał usłyszeć, to co powiedział George. Szybszy był jednak tata, w ostatniej chwili powstrzymując rękę swojego najmłodszego syna, która zaraz podbiłaby oko bliźniakowi.
- Ron, Harry osiądźcie - odzywa się mama, na co niechętnie, ale posłusznie obaj siadają na kanapie.
- Śmierciożercy tylko czekają, aż wyruszymy na poszukiwania. Chcą cię złapać Harry, dobrze o tym wiesz - mówi, irytująco spokojnym tonem głosu.
-Super, chcą mnie, więc będą mnie mieli. Niech tylko wypuszczą Hermione, ona nie będzie kolejną osobą, która cierpi z mojego powodu - odpowiada Harry, ze wszystkich sił próbując by nie zabrzmiało to jak pyskowania.
- Nikomu już nic się niestanie - zapewnia tata, ale nikt nie wygląda, tak jakby wierzył w jego słowa - musimy obmyślić plan, przemyśleć strategię Śmierciożerców. Oni prędzej czy później się do ciebie odezwą. Pamiętaj, że w tej grze, tym razem chodzi im wyłącznie o ciebie.
Długo nie mogłam przetrawić słów taty. 'W tej grze chodzi wyłącznie o ciebie', całą noc te słowa dudniły mi w uszach. Wiem, że teraz powinnam myśleć wyłącznie o przyjaciółce, ale doskonale wiem również, że jej się nic nie stanie, wiem że to Harry jest ich ofiarą.
***
Harry stał w wyjątkowo opustoszałej kuchni domu swojego przyjaciela i dziewczyny. Do głowy przychodziły mu najczarniejsze scenariusze. "Co robi teraz Hermiona? Co oni jej robią? Odzyskamy ją?" - myśli te przewijały mu się non stop przez głowę.
- Ałć - jęknął
- Daj, opatrzę - powiedziała ciepłym głosem Ginny, chwycąc jego zakrwawiony palec - musisz uważać.
Chłopak bez zastanowienia podał dłoń dziewczynie. Mógł powierzyć jej całe życie, ufał jej. Rudowłosa zwinnie machnęła różdżką, a rana błyskawicznie się zagoiła.
- Dzięki - odrzekł sucho Harry, chodź wcale nie chciał by te słowa tak zabrzmiały. Zapadła cisza, w której oboje nigdy nie umieli się odnaleźć. Chłopak błądził oczami dokoła pomieszczenia, unikał spojrzenia swojej dziewczyny chodź sam nie mógł stwierdzić dlaczego.
- Odzyskamy ją - przerwała przeciągającą się ciszę
- Daj spokój!
- Harry - powiedziała, wciąż spokojnie, chodź zniecierpliwionym tonem głosu - Ty nie rozumiesz jaką mamy nad nimi przewagę? - Harry milczał, więc dziewczyna kontynuowała - ich jest kilkoro, nas setki. Całe ministerstwo zostało postawione na nogi. Stosują wszelkie możliwości, które pozwolą nam ich wytropić. Wygraliśmy wojnę, naprawdę uważasz, że nie damy rady?
Chłopak nie chciał teraz z nikim rozmawiać. Nie potrzebował pustych słów pocieszenia. Wszystko będzie dobrze. Zbyt często już to słyszał, a przecież wciąż ginęli jego najbliżsi. Odwrócił się, chcąc wyjść z kuchni.
- Śmierciożercy popełnili największy błąd porywając Hermione - powiedziała Ginny. Harry przystanął, zastawiając się o co chodzi dziewczynie - Hermiona jest inteligentniejsza od nas wszystkich razem wziętych. Wiedzą przewyższa każdego. Ona zawsze sobie radzi. Teraz też się nie podda.
Faktycznie. Dziewczyna o kasztanowych włosach nie była taka jak inni. Zawsze znała wyjście z sytuacji, nawet tych beznadziejnych. Harry przypominał sobie wszystkie problemy, które wówczas rozwiązywała jego przyjaciółka. Przez te wszystkie lata, to wyłącznie ona rozwiązywała zagadki nie do rozwiązania. Harry wyszedł z kuchni, biegnąc schodami do góry. Chciał być sam. Nie mógł dłużej przebywać ze swoją dziewczyną. Nie potrafił sobie wybaczyć myśli, które przez moment wkroczyły do jego głowy. Był pewny swojego uczucia do rudowłosej dziewczyny, mimo to nie potrafił sprecyzować powodu przez który czuł się tak okropnie wobec niej. Jak mógł pomyśleć, że wolałby aby to Ginny porwali śmierciożercy? Jak mógł winić tę dziewczynę za porwanie przyjaciółki?
***
Dziewczyna ocknęła się. Sama dokładnie nie wiedziała co się z nią stało. Szeroko otworzyła oczy, mimo to nie zauważyła nic oprócz czarnej przestrzeni. Odruchowo sięgnęła do tylnej kieszeni w poszukiwaniu różdżki.'No tak, to oczywiste, że mnie jej pozbawili' - pomyślała. Postanowiła spokojnie poczekać 5 minut, aż oczy przyzwyczają się do ciemności wszędzie panującej. Nie myliła się, za kilka minut wyraźnie widziała zarysy ścian pomieszczenia. Nie było one duże. Nie znajdowały się również tam żadne meble. Hermione dokładnie obeszła całe pomieszczenie, w nadziei że znajdzie coś przydatnego, coś dzięki czemu wydostanie się z tej przeklętej ciemności. Im dłużej spacerowała po opustoszałym pokoju, tym więcej siły traciła. Zaczęła panikować, podbiegła do drzwi, waląc w nie i krzycząc, chodź doskonale wiedziała, że to i tak nic nie da. Gdy nie miała siły bić w małe, drewniane drzwi, oparła się o zimną ścianę, zsuwając się po niej i upadając na równie zimną posadzkę. Czuła jak słone łzy spływają jej po policzku. Już dawno nie czuła się tak bezradna.
***
Po obiedzie wszyscy znaleźliśmy się w kuchni, by zadecydować co dalej robić. W końcu po tylu godzinach zgodnie stwierdziliśmy, że siedzenie bezradnie w domu nas zabija. Wciąż nikt nie patrzył sobie w oczy. Ron wszedł do kuchni z opuszczoną głową, tak że jego oczu w ogóle nie dało się zobaczyć. Doskonale wiem dlaczego. Przez całą noc płakał, podobnie z resztą jak dzisiejszego dnia. Nic nie jadł, nie pił, nawet nie chodził do łazienki. Mama martwi się, że może się odwodnić.
- Nie możemy tu dłużej siedzieć - powiedział tata Hermiony, który dziś rano razem ze swoją żoną przyjechał do Nory. Mama dziewczyny, wtulona w męża cicho łkała ocierając łzy chusteczką.
- Zapewniam państwa - zabrał głos tata - że Ministerstwo dołożyło wszelkich starań by znaleźć państwa córkę. Nie mniej jednak, podzielam wasze zdanie. Nie możemy tu dłużej siedzieć, bo po prostu zwariujemy - wypowiadając te słowa skierował twarz ku swojemu najmłodszemu synowi. Ron wciąż siedział z opuszczoną głową.
- Gdzie niby mielibyśmy pójść? - odezwał się Harry, od czasu gdy rozmawiałam z nim w kuchni, nie powiedział ani jednego słowa.
- Napisałem list do Ministerstwa, aby podali mi dokładną listę Śmierciożerców, którzy zbiegli z Azkabanu. Z początku byli nie chętni, ale zaraz powinnien dojść list z odpowiedzią, oraz miejscami ich poprzedniego zamieszkania.
- To bez sensu - wtrącił George - ludzie z Ministerwstwa już dawno pewnie tam byli. Poza tym, oni nie są na tyle głupi, by skryć się w domu któregoś z nich. To by było zbyt łatwe.
George ma racje. Tam napewno nie przebywają. Przez kolejne trzy kwadranse krążymy w kółko wymyślając coraz to głupsze miejsce na kryjówkę śmierciożerców.
Po kolejnej godzinie bezsensownej dyskusji, sowa zapukała do okna. Tym razem to Ron zerwał się na równe nogi, by jak najszybciej zapoznać się z treścią listu. Nie obchodziło go, że wszyscy ujrzeli jego opuchnięte, zaczerwienione oczy. Lista była zaskakująco krótka. Z Azkabanu udało się uciec trzem śmierciożercą, a byli to:
- Amycus Carrow
- Rabastan Lestrange
- Yaxley
- Co dalej? - zapytał Ron załamującym się głosem
Nagle usłyszeliśmy pukanie do drzwi. Każdy zerwał się na równe nogi, a mama ruszyła ku drzwiom by przywitać niespodziewanego gościa.
W drzwiach stanął młody, wysoki, szczupły o jasnych, właściwie białych włosach chłopak. Nie potrafiłam zebrać myśli. Czyżby był wysłannikiem? Przyszedł, przekazać nam wiadomość o stanie Hermiony? Czy może zabrać ze sobą Harry'ego, jako okup za młodą dziewczynę.
- Yyy, dzień dobry - powiedział, a w jego głosie wyraźnie dało się wyczuć skrępowanie i stres - słyszałem, o...
Przestał mówić, gdy Ron rzucił się na niego, przyciskając go do ściany.
-Ty draniu! Jak śmiesz tu przychodzić - krzyczał rudowłosy chłopak - gdzie jest Hermione?!
-Puść mnie! - próbował się bronić i odepchnąć Rona.
Po chwili Harry z Georgem odcięgneli najmłodszego brata, uwalniając chłopaka od ucisku i pozwalając mu złapać spokojnie oddech.
Tym razem głos zabrał Harry.
- Draco, po co tu przyszedłeś?