***
Kilka zdań zanim przeczytasz.
Jak zauważyliście, pierwszy rozdział opowiada Ginny. W drugim rozdziale podmiot przybrał charakter komentatora. W rozdziale trzecim natomiast wracam do opowiadania ze strony Ginny, ale również pojawi się komentator.
Życzę miłego czytania
***
Wybiła godzina 7.00, szybko zwlekłam się z łóżka pamiętając, że dzisiaj jest ten wyjątkowy dzień. Założyłam najlepszą sukienkę jaką tylko miałam i z prędkością Nimbusa 2001wyleciałam z pokoju. Gdy przechodziłam obok pokoju Rona, nie mogłam powstrzymać złości na widok śpiącego brata.
-Ron! Wstawaj, jest już po siódmej! Jak mogłeś dzisiaj zaspać?!
-O co ci chodzi? - zapytał zaspany brat
-Fiu, fiu, fiu. Braciszek zapomniał o tym wyjątkowym dniu, twojego chłopaka? - w drzwiach pojawił się George wraz ze złośliwym komentarzem - Ron, nie chce ci przeszkadzać podczas snu, ale pomyślałem, że powinieneś wiedzieć o owłosionym pająku spacerującym po twojej pierzynie.
Reakcja była automatyczna. Rudy chłopak, jakby porażony zleciał z łóżka wydając z siebie dziwny krzyk.
-Zwariowałeś? Wiesz jak bardzo boję się pająków! - krzyknął
-Wiem, wiem - odpowiedział wyraźnie zadowolony, po czym odwrócił się na pięcie i zniknął za ścianą.
-Ojejku! To już dzisiaj? - zapytał Ron przerażony
Kilka zdań zanim przeczytasz.
Jak zauważyliście, pierwszy rozdział opowiada Ginny. W drugim rozdziale podmiot przybrał charakter komentatora. W rozdziale trzecim natomiast wracam do opowiadania ze strony Ginny, ale również pojawi się komentator.
Życzę miłego czytania
***
Wybiła godzina 7.00, szybko zwlekłam się z łóżka pamiętając, że dzisiaj jest ten wyjątkowy dzień. Założyłam najlepszą sukienkę jaką tylko miałam i z prędkością Nimbusa 2001wyleciałam z pokoju. Gdy przechodziłam obok pokoju Rona, nie mogłam powstrzymać złości na widok śpiącego brata.
-Ron! Wstawaj, jest już po siódmej! Jak mogłeś dzisiaj zaspać?!
-O co ci chodzi? - zapytał zaspany brat
-Fiu, fiu, fiu. Braciszek zapomniał o tym wyjątkowym dniu, twojego chłopaka? - w drzwiach pojawił się George wraz ze złośliwym komentarzem - Ron, nie chce ci przeszkadzać podczas snu, ale pomyślałem, że powinieneś wiedzieć o owłosionym pająku spacerującym po twojej pierzynie.
Reakcja była automatyczna. Rudy chłopak, jakby porażony zleciał z łóżka wydając z siebie dziwny krzyk.
-Zwariowałeś? Wiesz jak bardzo boję się pająków! - krzyknął
-Wiem, wiem - odpowiedział wyraźnie zadowolony, po czym odwrócił się na pięcie i zniknął za ścianą.
-Ojejku! To już dzisiaj? - zapytał Ron przerażony
-Tak, to dzisiaj. I jak dobrze pamiętam to miałeś z rana pojechać do Harry'ego i zabrać go na rozgrywki Quidditcha.
-Dlaczego nie obudziłaś mnie wcześniej?
Minęło zaledwie kilka minut, jak najmłodszy brat ubrał się i za pomocą sieci Fiuu udał się do swojego najlepszego przyjaciela.
-Och Hermiono, dobrze, że już jesteś! - w drzwiach stanęła dziewczyna o gęstych, kasztanowych włosach. Szybko podbiegłam do niej, by ją uściskać. To niewiarygodne, że przez ostatni czas tak zbliżyłyśmy się do siebie.
-Cześć Ginny, czy Ron już jest u Harry'ego? - zapytała
-Tak, już z jakieś 10 minut powinien tam być. - odpowiedziałam, widząc zrezygnowaną minę przyjaciółki, zapytałam - A czy coś się stało?
-Nie, absolutnie nic. - odpowiedziała - Po prostu się stęskniłam. - po tych słowach jej policzki nabrały purpurowego odcienia - No to co, czekamy na list od niego?
-Tak.
-Kochani! Chodźcie na śniadanie! Przyda wam się dawka porządnej energii. - zawołała mama, co sprawiło że automatycznie pojawiliśmy się wszyscy przy stole.
Gdy każdy opróżnił swój talerz, zaczęłam się zamartwiać, dlaczego jeszcze nie przyleciała sowa Rona, i czy uda mu się namówić Harry'ego na rozgrywki Quidditcha. Nagle usłyszałam lekki stukot do okna, spojrzałam w tamtą stronę i ujrzałam coś szarego i malutkiego, co pojawiało się i znikało za oknem, jakby to co trzymało przeszkadzało mu w locie.
-Ginny! - zawołała dziewczyna o kasztanowych włosach -
Świstoświnka!
-Nareszcie! - szybko podleciałam do okna by otworzyć i wpuścić malutką sowę. Za każdym razem, gdy Świstoświnka przylatywała z listem, nie mogłam powstrzymać się ze śmiechu. List zazwyczaj miał rozmiary znacznie większe od malutkiego ptaszka, lecz o dziwo sowa zawsze była szczęśliwa że mogła pomóc, mimo że po dostarczeniu listu nie miała siły stanąć na swoich pazurkach i padała jakby martwa. Trzęsącą się dłonią otworzyłam kopertę, sama nie wiem dlaczego się tak stresowałam. Może dlatego, że chciałam aby ten dzień był naprawdę wyjątkowy.
-I co Ginny? Co tam Ron nabazgrał? - zapytała zaciekawiona mama
Pismo faktycznie było tragiczne. Ron musiał pisać szybko, tak aby Harry nie zauważył, co mogło zepsuć całą niespodziankę.
Cześć.
My jesteśmy już narozgrydak rozgrywkach. Nie juzoawiece sowyyyyyyy.
Ronn
-Są już na rozgrywkach. Możemy już lecieć! - zawołałam podekscytowana.
***
-No to co kochani? Czeka nas mnóstwo pracy. - powiedziała mama, patrząc na zabałaganiony salon w domu na Grimmauld Place 12
Mnie wcale nie zniechęcał widok porozrzucanych ubrań Harry'ego, wręcz przeciwnie, gdy wróci i zobaczy porządek będzie nieźle zaskoczony.
-Och, Ginny mam nadzieję, że się nie pogniewasz jak nie będę dotykał brudnej bielizny twojego chłopaka. - zawołał George - ja ze swoją bielizną mam problemy.
Po 15 minutach salon niemalże błyszczał. Wydawałoby się, że wszystko pójdzie jak po maśle, gdy do pokoju wkroczył skrzat.
-Do domu Stworka pana wkroczyli obcy. Stworek nie pozwoli na bezczeszczenie domu swojego pana. Stworek idzie po swojego pana!
-Stworkuu niee!!! - zawołała Hermiona - to ma być niespodzianka!
-Pan nie mówił Stworkowi o żadnych niespodziankach! A pan mówi Stworkowi o wszystkim! - odpowiedział swoim skrzekliwym głosem co głosem, co wywoływało gęsią skórkę.
-Stworku, możemy porozmawiać? - zapytałam łagodnie.
Po chwili skrzat zaprowadził mnie do kuchni.
-Widzisz Stworku, dzisiaj Harry ma swoje urodziny, i bardzo nam zależy żeby sprawić mu ogromną niespodziankę. Sam wiesz, jak się zamartwia wszystkim, czy nie chciałbyś żeby twój pan chodź przez chwilę był szczęśliwy? - te słowa sprawiły, że skrzat spojrzał na mnie skrzywioną miną, jakby chciał wyrazić, że zależy mu na szczęściu swojego pana, jednocześnie ukazując oburzenie, że mogłam to kwestionować.
-Jeśli cokolwiek pójdzie nie tak, to będzie wyłącznie wasza wina, a mnie pan nie będzie miał prawa karać! - zawołał po czym odwrócił się i zamknął się w swoim pokoiku, który był czyściutki co pokazywała, że Harry jest dobrym panem dla swojego skrzata.
-I co udało się? - zapytała Hermiona, gdy tylko ponownie pojawiłam się w salonie
-Tak, na szczęście tak. - odpowiedziałam, i sama zaczęłam zastanawiać się jak mi się to udało.
Praca ciągnęła się niesamowicie długo. Wieszanie ozdób, przygotowanie pyszności na dzisiejszy wieczór, kosztowały nas mnóstwo pracy. Widok jak cała rodzina przykłada się, aby to przyjęcie było udane, sprawiał że czułam jak rośnie mi serce, a uśmiech nie znika mi z twarzy.Wreszcie zbliżała się godzina 18.00, co oznaczało, że już niebawem w domu pojawi się jubilat wraz ze swoim przyjacielem.
***
Cała ta sytuacja dziwiła Harry'ego. Jakoś nigdy Ron nie zjawiał się, by na cały dzień zabrać go na rozgrywki. Nie potrafił jednak ukryć złości, że ani przez chwilę nie wspomniał o jego urodzinach, nie złożył mu głupich 'sto lat', czy też 'wszystkiego najlepszego'. Ale nie to go bolało najbardziej, przecież jest Ginny, jak ona mogła zapomnieć, a Hermiona, ona zawsze pamiętała.
-Ej co ty taki ponury? Przecież było super! - zawołał Ron
-A wiesz, jakoś tak zmęczony jestem. - odrzekł dyplomatycznie Harry, nie chcąc by przyjaciel domyślił się co tak naprawdę gnębi młodego czarodzieja.
Gdy tylko wszedł do domu, nie zauważył nic szczególnego. Kolejny raz ujrzał ten sam, szary i ciemny korytarz.
-Wiesz, chodź do salony pod kominek, powinienem być już w domu. - powiedział rudy chłopak, co potwierdziło, że tego wieczoru nie wydarzy się nic szczególnego, a spędzi go samotni rozmyślają o swoich najbliższych, którzy zapomnieli o jego osiemnastych urodzinach.
-Jasne.
W salonie było równie ciemno jak na korytarzy. Zdziwił go jednak brak ubrań, które jeszcze rano były porozrzucane po całym pokoju. Ron zręcznie otworzył swój wygaszacz, rozświetlając przy tym cały parter. Oczom Harry'ego ukazał się niesamowity widok. Cały pokój obwieszony był kolorowymi, urodzinowymi ozdobami. Na stole nie było miejsca by położyć chociażby dłoń, bo cały zastawiony był przeróżnymi daniami, a na środku stał ogromny, dwupiętrowy tort. Cały ten widok nie sprawiał mu tyle radości, jak ludzie którzy stali wokół syto nakrytego stołu. Na pierwszy rzut oka ujrzał Ginny, ubraną w piękną, turkusową sukienkę, ze spiętymi starannie w kok włosami i z cudownym uśmiechem, który sprawił, że Harry poczuł jak ciepło zalewa całe jego ciało. Obok dziewczyny stała jego przyjaciółka, w kasztanowych, gęstych włosach wyglądająca równie pięknie jak jej poprzedniczka. Zaraz po niej zauważył Hagrida, to dziwne że to nie on pierwszy rzucił mu się w oczy, biorąc pod uwagę jego rozmiary, Harry nie mógł jednak stwierdzić, że wygląda on równie pięknie jak poprzednie dziewczyny. Obok stał radosny George, widok jego uśmiechniętej twarzy sprawił młodemu czarodziejowi wiele radości. Było tam również ulubione małżeństwo Harry'ego: Molly i Artur Weasley, oraz nieco młodsza para: Fleur i Bill, przy czym młoda kobieta trzymała się za swój, jeszcze niewidoczny, brzuszek. Był również, ku zaskoczeniu młodego chłopaka, Percy w jego chyba najlepszym garniturze, wyprostowany i uśmiechający się dyplomatycznie, tak jakby był na spotkaniu z Ministrem Magii.
-Wszystkiego najlepszego Harry! - zawołali jednocześnie, po czym każdy ruszył ku chłopaku, aby go wyściskać.
Radość jaką sprawili mu najbliżsi, była niedopisania. Siedząc przy wspólnym stole, racząc się pysznościami przygotowanymi na ten wieczór, rozmawiając i żartując wspólnie można było odnieść wrażenie, że te osoby nigdy nie spotkało nic złego, i nigdy nic złego już ich nie spotka. Harry zapomniał o wszystkich zmartwieniach, zapomniał o śmierciożercach, którzy uciekli z Azkabanu, nie mógł sobie wyobrazić, że jest coś co w tym momencie mogło mu zagrozić. Czas szybko mijał przy wspólnej zabawie. Około godziny 21, Fleur i Bill podeszli do jubilata, aby pożegnać się i jeszcze raz złożyć mu urodzinowe życzenia.
-My już powinniśmy iść. - powiedział Bill, podchodząc do osiemnastolatka - Fleur powinna się wcześniej położyć, chyba rozumiesz?
-Pewnie, dziękuje że przyszliście. - powiedział - nawet nie wyobrażacie sobie, jak wiele radości mi sprawiliście i jak bardzo ważny był dla mnie ten wieczór.
-Cieszymy bardzo się - odpowiedziała młoda, piękna kobieta.
-Mamy tu coś dla ciebie, nie chcieliśmy ci to dawać wcześniej, powiedzmy że czekaliśmy na odpowiedni moment - powiedział, przy czym wręczył starannie zapakowany prezent i jeszcze raz oboje wyściskali chłopaka.
***
O godzinie 22, postanowili wspólnie wybrać się na wieczorny spacer, korzystając z pięknej, gwieździstej nocy. Gdy tylko wyszli z domu, Harry zauważył wielką, piękną sowę lecąca w ich stronę.
-Pewnie spóźnione życzenia. - zawołał Ron
Harry ostrożnie zabrał list, z dzioba potężnego ptaka, który nie czekając ani sekundy odleciał, eksponując przy tym pieknymi, białymi skrzydłami.
-To z Ministerstwa. - odrzekł
-No nic dziwnego, że przysyłają ci życzenia. - powiedział z dumą Artur
Serce Harry'ego z minuty na minutę biło coraz mocniej, pot oblewał czoło a ręce trzęsły się nie mogąc utrzymać kawałku pergaminu.
-To nie są życzenia - odpowiedział załamującym się głosem - tu są śmierciożercy - na te słowa każdy wyciągnął różdżkę i obrócił się by upewnić się, że za jego plecami nie stoi zwolennik Czarnego Pana - musimy szybko się teleportować! - zawołał, czując jak kolana same uginają się pod jego ciężarem.
Sam dokładnie nie wiedział, kogo trzymał za rękę. Poczuł, znane mu już szarpnięcie w okolicach brzucha, i kilka sekund po tym podnosił się już z ziemi, obserwując Norę.
-Czy nikomu się nic nie stało?! - zawołał, po czym ujrzał Ginny i szybko do niej podbiegł pomagając wstać jej o własnych siłach - Wszystko w porzadku?
-Tak. - odpowiedziała
-Nikt się nie rozszczepił? - kolejny raz zawołał, ze zniecierpliwieniem czekając na jakąkolwiek odpowiedź.
-Chyba wszystko w porząsiu - odrzekł Hagrid, próbując rozładować sytuacja
-Ron?! - krzyknął przerażony Harry - co się stało?
-N-nie ma-a He-ermio-ony.
Minęło zaledwie kilka minut, jak najmłodszy brat ubrał się i za pomocą sieci Fiuu udał się do swojego najlepszego przyjaciela.
-Och Hermiono, dobrze, że już jesteś! - w drzwiach stanęła dziewczyna o gęstych, kasztanowych włosach. Szybko podbiegłam do niej, by ją uściskać. To niewiarygodne, że przez ostatni czas tak zbliżyłyśmy się do siebie.
-Cześć Ginny, czy Ron już jest u Harry'ego? - zapytała
-Tak, już z jakieś 10 minut powinien tam być. - odpowiedziałam, widząc zrezygnowaną minę przyjaciółki, zapytałam - A czy coś się stało?
-Nie, absolutnie nic. - odpowiedziała - Po prostu się stęskniłam. - po tych słowach jej policzki nabrały purpurowego odcienia - No to co, czekamy na list od niego?
-Tak.
-Kochani! Chodźcie na śniadanie! Przyda wam się dawka porządnej energii. - zawołała mama, co sprawiło że automatycznie pojawiliśmy się wszyscy przy stole.
Gdy każdy opróżnił swój talerz, zaczęłam się zamartwiać, dlaczego jeszcze nie przyleciała sowa Rona, i czy uda mu się namówić Harry'ego na rozgrywki Quidditcha. Nagle usłyszałam lekki stukot do okna, spojrzałam w tamtą stronę i ujrzałam coś szarego i malutkiego, co pojawiało się i znikało za oknem, jakby to co trzymało przeszkadzało mu w locie.
-Ginny! - zawołała dziewczyna o kasztanowych włosach -
Świstoświnka!
-Nareszcie! - szybko podleciałam do okna by otworzyć i wpuścić malutką sowę. Za każdym razem, gdy Świstoświnka przylatywała z listem, nie mogłam powstrzymać się ze śmiechu. List zazwyczaj miał rozmiary znacznie większe od malutkiego ptaszka, lecz o dziwo sowa zawsze była szczęśliwa że mogła pomóc, mimo że po dostarczeniu listu nie miała siły stanąć na swoich pazurkach i padała jakby martwa. Trzęsącą się dłonią otworzyłam kopertę, sama nie wiem dlaczego się tak stresowałam. Może dlatego, że chciałam aby ten dzień był naprawdę wyjątkowy.
-I co Ginny? Co tam Ron nabazgrał? - zapytała zaciekawiona mama
Pismo faktycznie było tragiczne. Ron musiał pisać szybko, tak aby Harry nie zauważył, co mogło zepsuć całą niespodziankę.
Cześć.
My jesteśmy już na
Ron
-Są już na rozgrywkach. Możemy już lecieć! - zawołałam podekscytowana.
***
-No to co kochani? Czeka nas mnóstwo pracy. - powiedziała mama, patrząc na zabałaganiony salon w domu na Grimmauld Place 12
Mnie wcale nie zniechęcał widok porozrzucanych ubrań Harry'ego, wręcz przeciwnie, gdy wróci i zobaczy porządek będzie nieźle zaskoczony.
-Och, Ginny mam nadzieję, że się nie pogniewasz jak nie będę dotykał brudnej bielizny twojego chłopaka. - zawołał George - ja ze swoją bielizną mam problemy.
Po 15 minutach salon niemalże błyszczał. Wydawałoby się, że wszystko pójdzie jak po maśle, gdy do pokoju wkroczył skrzat.
-Do domu Stworka pana wkroczyli obcy. Stworek nie pozwoli na bezczeszczenie domu swojego pana. Stworek idzie po swojego pana!
-Stworkuu niee!!! - zawołała Hermiona - to ma być niespodzianka!
-Pan nie mówił Stworkowi o żadnych niespodziankach! A pan mówi Stworkowi o wszystkim! - odpowiedział swoim skrzekliwym głosem co głosem, co wywoływało gęsią skórkę.
-Stworku, możemy porozmawiać? - zapytałam łagodnie.
Po chwili skrzat zaprowadził mnie do kuchni.
-Widzisz Stworku, dzisiaj Harry ma swoje urodziny, i bardzo nam zależy żeby sprawić mu ogromną niespodziankę. Sam wiesz, jak się zamartwia wszystkim, czy nie chciałbyś żeby twój pan chodź przez chwilę był szczęśliwy? - te słowa sprawiły, że skrzat spojrzał na mnie skrzywioną miną, jakby chciał wyrazić, że zależy mu na szczęściu swojego pana, jednocześnie ukazując oburzenie, że mogłam to kwestionować.
-Jeśli cokolwiek pójdzie nie tak, to będzie wyłącznie wasza wina, a mnie pan nie będzie miał prawa karać! - zawołał po czym odwrócił się i zamknął się w swoim pokoiku, który był czyściutki co pokazywała, że Harry jest dobrym panem dla swojego skrzata.
-I co udało się? - zapytała Hermiona, gdy tylko ponownie pojawiłam się w salonie
-Tak, na szczęście tak. - odpowiedziałam, i sama zaczęłam zastanawiać się jak mi się to udało.
Praca ciągnęła się niesamowicie długo. Wieszanie ozdób, przygotowanie pyszności na dzisiejszy wieczór, kosztowały nas mnóstwo pracy. Widok jak cała rodzina przykłada się, aby to przyjęcie było udane, sprawiał że czułam jak rośnie mi serce, a uśmiech nie znika mi z twarzy.Wreszcie zbliżała się godzina 18.00, co oznaczało, że już niebawem w domu pojawi się jubilat wraz ze swoim przyjacielem.
***
Cała ta sytuacja dziwiła Harry'ego. Jakoś nigdy Ron nie zjawiał się, by na cały dzień zabrać go na rozgrywki. Nie potrafił jednak ukryć złości, że ani przez chwilę nie wspomniał o jego urodzinach, nie złożył mu głupich 'sto lat', czy też 'wszystkiego najlepszego'. Ale nie to go bolało najbardziej, przecież jest Ginny, jak ona mogła zapomnieć, a Hermiona, ona zawsze pamiętała.
-Ej co ty taki ponury? Przecież było super! - zawołał Ron
-A wiesz, jakoś tak zmęczony jestem. - odrzekł dyplomatycznie Harry, nie chcąc by przyjaciel domyślił się co tak naprawdę gnębi młodego czarodzieja.
Gdy tylko wszedł do domu, nie zauważył nic szczególnego. Kolejny raz ujrzał ten sam, szary i ciemny korytarz.
-Wiesz, chodź do salony pod kominek, powinienem być już w domu. - powiedział rudy chłopak, co potwierdziło, że tego wieczoru nie wydarzy się nic szczególnego, a spędzi go samotni rozmyślają o swoich najbliższych, którzy zapomnieli o jego osiemnastych urodzinach.
-Jasne.
W salonie było równie ciemno jak na korytarzy. Zdziwił go jednak brak ubrań, które jeszcze rano były porozrzucane po całym pokoju. Ron zręcznie otworzył swój wygaszacz, rozświetlając przy tym cały parter. Oczom Harry'ego ukazał się niesamowity widok. Cały pokój obwieszony był kolorowymi, urodzinowymi ozdobami. Na stole nie było miejsca by położyć chociażby dłoń, bo cały zastawiony był przeróżnymi daniami, a na środku stał ogromny, dwupiętrowy tort. Cały ten widok nie sprawiał mu tyle radości, jak ludzie którzy stali wokół syto nakrytego stołu. Na pierwszy rzut oka ujrzał Ginny, ubraną w piękną, turkusową sukienkę, ze spiętymi starannie w kok włosami i z cudownym uśmiechem, który sprawił, że Harry poczuł jak ciepło zalewa całe jego ciało. Obok dziewczyny stała jego przyjaciółka, w kasztanowych, gęstych włosach wyglądająca równie pięknie jak jej poprzedniczka. Zaraz po niej zauważył Hagrida, to dziwne że to nie on pierwszy rzucił mu się w oczy, biorąc pod uwagę jego rozmiary, Harry nie mógł jednak stwierdzić, że wygląda on równie pięknie jak poprzednie dziewczyny. Obok stał radosny George, widok jego uśmiechniętej twarzy sprawił młodemu czarodziejowi wiele radości. Było tam również ulubione małżeństwo Harry'ego: Molly i Artur Weasley, oraz nieco młodsza para: Fleur i Bill, przy czym młoda kobieta trzymała się za swój, jeszcze niewidoczny, brzuszek. Był również, ku zaskoczeniu młodego chłopaka, Percy w jego chyba najlepszym garniturze, wyprostowany i uśmiechający się dyplomatycznie, tak jakby był na spotkaniu z Ministrem Magii.
-Wszystkiego najlepszego Harry! - zawołali jednocześnie, po czym każdy ruszył ku chłopaku, aby go wyściskać.
Radość jaką sprawili mu najbliżsi, była niedopisania. Siedząc przy wspólnym stole, racząc się pysznościami przygotowanymi na ten wieczór, rozmawiając i żartując wspólnie można było odnieść wrażenie, że te osoby nigdy nie spotkało nic złego, i nigdy nic złego już ich nie spotka. Harry zapomniał o wszystkich zmartwieniach, zapomniał o śmierciożercach, którzy uciekli z Azkabanu, nie mógł sobie wyobrazić, że jest coś co w tym momencie mogło mu zagrozić. Czas szybko mijał przy wspólnej zabawie. Około godziny 21, Fleur i Bill podeszli do jubilata, aby pożegnać się i jeszcze raz złożyć mu urodzinowe życzenia.
-My już powinniśmy iść. - powiedział Bill, podchodząc do osiemnastolatka - Fleur powinna się wcześniej położyć, chyba rozumiesz?
-Pewnie, dziękuje że przyszliście. - powiedział - nawet nie wyobrażacie sobie, jak wiele radości mi sprawiliście i jak bardzo ważny był dla mnie ten wieczór.
-Cieszymy bardzo się - odpowiedziała młoda, piękna kobieta.
-Mamy tu coś dla ciebie, nie chcieliśmy ci to dawać wcześniej, powiedzmy że czekaliśmy na odpowiedni moment - powiedział, przy czym wręczył starannie zapakowany prezent i jeszcze raz oboje wyściskali chłopaka.
***
O godzinie 22, postanowili wspólnie wybrać się na wieczorny spacer, korzystając z pięknej, gwieździstej nocy. Gdy tylko wyszli z domu, Harry zauważył wielką, piękną sowę lecąca w ich stronę.
-Pewnie spóźnione życzenia. - zawołał Ron
Harry ostrożnie zabrał list, z dzioba potężnego ptaka, który nie czekając ani sekundy odleciał, eksponując przy tym pieknymi, białymi skrzydłami.
-To z Ministerstwa. - odrzekł
-No nic dziwnego, że przysyłają ci życzenia. - powiedział z dumą Artur
Serce Harry'ego z minuty na minutę biło coraz mocniej, pot oblewał czoło a ręce trzęsły się nie mogąc utrzymać kawałku pergaminu.
-To nie są życzenia - odpowiedział załamującym się głosem - tu są śmierciożercy - na te słowa każdy wyciągnął różdżkę i obrócił się by upewnić się, że za jego plecami nie stoi zwolennik Czarnego Pana - musimy szybko się teleportować! - zawołał, czując jak kolana same uginają się pod jego ciężarem.
Sam dokładnie nie wiedział, kogo trzymał za rękę. Poczuł, znane mu już szarpnięcie w okolicach brzucha, i kilka sekund po tym podnosił się już z ziemi, obserwując Norę.
-Czy nikomu się nic nie stało?! - zawołał, po czym ujrzał Ginny i szybko do niej podbiegł pomagając wstać jej o własnych siłach - Wszystko w porzadku?
-Tak. - odpowiedziała
-Nikt się nie rozszczepił? - kolejny raz zawołał, ze zniecierpliwieniem czekając na jakąkolwiek odpowiedź.
-Chyba wszystko w porząsiu - odrzekł Hagrid, próbując rozładować sytuacja
-Ron?! - krzyknął przerażony Harry - co się stało?
-N-nie ma-a He-ermio-ony.

