sobota, 21 grudnia 2013

Rozdział II

Znowu przebudził się o tej samej porze. tak, to była 4.30. Rozejrzał się po ciemnym jeszcze pokoju. Wszystko było w porządku. Blizna też już od dawna go nie bolała. To dlaczego wciąż śniły mu się te okropne koszmary? Każdej nocy widział jego wężowatą twarz, słyszał okropny śmiech, widział jak podnosił różdżkę, wypowiadał zaklęcia i każdej nocy w tym momencie przebudzał się, co noc o 4.30.
Z kuchni usłyszał jakby coś metalowego spadło na ziemię. Serce mocniej zabiło mu w piersi. Odruchowo sięgnął po różdżkę, lecz po chwili uświadomił sobie, że to Stworek szykuje obiad na dzisiejsze spotkanie z przyjaciółmi. Ubrał się w naszykowane dzień wcześniej ubranie i zszedł na dół. Huk spadającego garnka obudził obrazy, ale Harry już doskonale umiał sobie z nimi poradzić.
-Witaj Stworku - rzekł Harry, na co skrzat ukłonił się nisko.
Coś wciąż nie dawało mu spokoju. Czuł, że coś się dzisiaj stanie, lecz nie mógł ocenić z czym to będzie związane. Po kilku minutach otrząsnął się z tych myśli, nie miał na to czasu, musiał przygotować wszystko na przyjęcie gości. Czas zleciał mu niesamowicie szybko. Wydawało się, że nie minęło 5 minut, a już witali go jego najbliżsi. Ginny gdy tylko go ujrzała, ucałowała go i przytuliła tak mocno, że zapomniał o strachu, który towarzyszył mu od rana.
-Najpierw zjedzmy obiad - powiedział, gdy już uznał, że czas w końcu odlepić się od swojej dziewczyny - Stworek bardzo się starał.
-Pomagałeś mu, prawda? - zapytała Hermione, wciąż przejmowała się sprawą skrzatów i jak obiecała, gdy ukończy Hogwart wprowadzi reformę, która polepszy ich nędzne życie.
Po obiedzie wszyscy zasiedli w salonie. Harry z Ginny wtuleni na jednej kanapie, Ron z Hermione na drugiej.
-No co? Chyba nie zamierzasz nam zabronić trzymać się za rękę? - odpowiedziała Ginny na krzywe spojrzenie brata.
-Oj nie przejmuj się, Ron zawsze miał problemy z okazywaniem uczuć - odparła Hermione, na co Ron lekko się zarumienił.
-Harry musimy ci coś powiedzieć - powiedział, na co każdy spoważniał.
-Czy coś się stało? - odparł, czując że jego obawy się spełniają.
-Dowiedzieliśmy się tego od taty, usłyszał to w ministerstwie - powiedziała łagodnym tonem głosu Ginny, który mimo to wcale nie uspokoił Harry'ego.
-Tego, czyli czego?! - czuł wściekłość, podobną do tej, którą czuł gdy każdy znajdował się w jego obecnym domu, a on samotnie, bez żadnych wiadomości siedział w pokoju przy Privet Drive.
-Harry uspokój się! - wtrąciła Hermione - oni dowiedzieli się tego wczoraj wieczorem, a mnie powiedzieli o tym po drodze do ciebie.
No tak, to było logiczne. Mimo to, Harry nie mógł zahamować gniewu. Wręcz przeciwnie, z minuty na minutę stawał się on coraz większy. Tak bardzo obawiał się, że coś w końcu się stanie. Nie potrafił żyć bez strachu, nie wierzył że problemy z tamtym dniem znikną na dobre.
-Więc? - dociekał, starając się ze wszystkich sił by nie zabrzmiało to agresywnie.
-Prawdopodobnie część śmierciożerców uciekła z Azkabanu.
Co? - krzyknął, czuł wyraźnie pulsującą skroń, ogarnął go okropny ból. Przez chwilę, nie to niemożliwe, blizna nie mogła go zaboleć, to musiało mu się tylko wydawać.
-Harry wszystko w porządku? - zapytała przerażona Hermione, widząc jak jej przyjaciel zwija się z bólu, w ten sam sposób jak rok temu.
-W porządku? - krzyknął, już nie panował nad zdenerwowaniem. Jedyne co chciał, to to by nie zaczynać tematu piekącej go blizny - śmierciożercy na wolności, a Ty pytasz mnie, czy wszystko w porządku?!
Zapadła cisza. Nikt nie odważył się powiedzieć ani słowa. Wszyscy wiedzieli jak ta informacja wpłynie na chłopaka, a jednak mieli nadzieję, że Harry nie zareaguje tak gwałtownie.
-Nie to niemożliwe - mówił Potter do siebie, tak jakby nikogo innego nie było w pokoju - czytam codziennie "Proroka codziennego", tam napisaliby gdyby działo się coś niepokojącego.
-Harry, Harry - Ginny nerwowa spoglądała na swojego chłopaka - Prorok stchórzył, uważają że ludzie potrzebują teraz poczucia bezpieczeństwa, a taka informacja wcale by go nie podbudowała.
-Wiemy, że postąpili głupio - dodał szybko Ron, widząc że jego przyjaciel coraz bardziej się denerwował - podobna sytuacja miała już przecież miejsce i dobrze wiemy, że nie skończyło się to dobrze, ale teraz Voldemorta już nie ma, a nasza siła jest znacznie większa od ich siły, biorąc pod uwagę fakt w jakim miejscu przebywali w ostatnim czasie. Pokonałeś, pokonaliśmy największego czarnoksiężnika wszech czasów, naprawdę myślisz, że nie damy radę z kilkoma frajerami z Azkabanu?




***
Mam nadzieję, że Wam się podoba :)
Zostawcie coś po sobie w komentarzu :3
Rozdział drugi pisany jest troszkę inaczej, bo już n

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zamów Proroka Codziennego