poniedziałek, 30 grudnia 2013

Rozdział III

***
Kilka zdań zanim przeczytasz.
Jak zauważyliście, pierwszy rozdział opowiada Ginny. W drugim rozdziale podmiot przybrał charakter komentatora. W rozdziale trzecim natomiast wracam do opowiadania ze strony Ginny, ale również pojawi się komentator.
Życzę miłego czytania

***

Wybiła godzina 7.00, szybko zwlekłam się z łóżka pamiętając, że dzisiaj jest ten wyjątkowy dzień. Założyłam najlepszą sukienkę jaką tylko miałam i z prędkością Nimbusa 2001wyleciałam z pokoju. Gdy przechodziłam obok pokoju Rona, nie mogłam powstrzymać złości na widok śpiącego brata.
-Ron! Wstawaj, jest już po siódmej! Jak mogłeś dzisiaj zaspać?!
-O co ci chodzi? - zapytał zaspany brat
-Fiu, fiu, fiu. Braciszek zapomniał o tym wyjątkowym dniu, twojego chłopaka? - w drzwiach pojawił się George wraz ze złośliwym komentarzem - Ron, nie chce ci przeszkadzać podczas snu, ale pomyślałem, że powinieneś wiedzieć o owłosionym pająku spacerującym po twojej pierzynie.
Reakcja była automatyczna. Rudy chłopak, jakby porażony zleciał z łóżka wydając z siebie dziwny krzyk.
-Zwariowałeś? Wiesz jak bardzo boję się pająków! - krzyknął
-Wiem, wiem - odpowiedział wyraźnie zadowolony, po czym odwrócił się na pięcie i zniknął za ścianą.
-Ojejku! To już dzisiaj? - zapytał Ron przerażony
-Tak, to dzisiaj. I jak dobrze pamiętam to miałeś z rana pojechać do Harry'ego i zabrać go na rozgrywki Quidditcha. 
-Dlaczego nie obudziłaś mnie wcześniej?
Minęło zaledwie kilka minut, jak najmłodszy brat ubrał się i za pomocą sieci Fiuu udał się do swojego najlepszego przyjaciela.
-Och Hermiono, dobrze, że już jesteś! - w drzwiach stanęła dziewczyna o gęstych, kasztanowych włosach. Szybko podbiegłam do niej, by ją uściskać. To niewiarygodne, że przez  ostatni czas tak zbliżyłyśmy się do siebie.
-Cześć Ginny, czy Ron już jest u Harry'ego? - zapytała
-Tak, już z jakieś 10 minut powinien tam być. - odpowiedziałam, widząc zrezygnowaną minę przyjaciółki, zapytałam - A czy coś się stało? 
-Nie, absolutnie nic. - odpowiedziała - Po prostu się stęskniłam. - po tych słowach jej policzki nabrały purpurowego odcienia - No to co, czekamy na list od niego?
-Tak.
-Kochani! Chodźcie na śniadanie! Przyda wam się dawka porządnej energii. - zawołała mama, co sprawiło że automatycznie pojawiliśmy się wszyscy przy stole.
Gdy każdy opróżnił swój talerz, zaczęłam się zamartwiać, dlaczego jeszcze nie przyleciała sowa Rona, i czy uda mu się namówić Harry'ego na rozgrywki Quidditcha. Nagle usłyszałam lekki stukot do okna, spojrzałam w tamtą stronę i ujrzałam coś szarego i malutkiego, co pojawiało się i znikało za oknem, jakby to co trzymało przeszkadzało mu w locie.
-Ginny! - zawołała dziewczyna o kasztanowych włosach -
Świstoświnka!
-Nareszcie! - szybko podleciałam do okna by otworzyć i wpuścić malutką sowę. Za każdym razem, gdy Świstoświnka przylatywała z listem, nie mogłam powstrzymać się ze śmiechu. List zazwyczaj miał rozmiary znacznie większe od malutkiego ptaszka, lecz o dziwo sowa zawsze była szczęśliwa że mogła pomóc, mimo że po dostarczeniu listu nie miała siły stanąć na swoich pazurkach i padała jakby martwa. Trzęsącą się dłonią otworzyłam kopertę, sama nie wiem dlaczego się tak stresowałam. Może dlatego, że chciałam aby ten dzień był naprawdę wyjątkowy.
-I co Ginny? Co tam Ron nabazgrał? - zapytała zaciekawiona mama
Pismo faktycznie było tragiczne. Ron musiał pisać szybko, tak aby Harry nie zauważył, co mogło zepsuć całą niespodziankę.

Cześć.
My jesteśmy już na rozgrydak   rozgrywkach. Nie juzoawiece sowyyyyyyy.
Ronn

 -Są już na rozgrywkach. Możemy już lecieć! - zawołałam podekscytowana.


***

-No to co kochani? Czeka nas mnóstwo pracy. - powiedziała mama, patrząc na zabałaganiony salon w domu na Grimmauld Place 12
Mnie wcale nie zniechęcał widok porozrzucanych ubrań Harry'ego, wręcz przeciwnie, gdy wróci i zobaczy porządek będzie nieźle zaskoczony.
-Och, Ginny mam nadzieję, że się nie pogniewasz jak nie będę dotykał brudnej bielizny twojego chłopaka. - zawołał George - ja ze swoją bielizną mam problemy.
Po 15 minutach salon niemalże błyszczał. Wydawałoby się, że wszystko pójdzie jak po maśle, gdy do pokoju wkroczył skrzat.
-Do domu Stworka pana wkroczyli obcy. Stworek nie pozwoli na bezczeszczenie domu swojego pana. Stworek idzie po swojego pana!
-Stworkuu niee!!! - zawołała Hermiona - to ma być niespodzianka!
-Pan nie mówił Stworkowi o żadnych niespodziankach! A pan mówi Stworkowi o wszystkim! - odpowiedział swoim skrzekliwym głosem co głosem, co wywoływało gęsią skórkę.
-Stworku, możemy porozmawiać? - zapytałam łagodnie.
Po chwili skrzat zaprowadził mnie do kuchni.
-Widzisz Stworku, dzisiaj Harry ma swoje urodziny, i bardzo nam zależy żeby sprawić mu ogromną niespodziankę. Sam wiesz, jak się zamartwia wszystkim, czy nie chciałbyś żeby twój pan chodź przez chwilę był szczęśliwy? - te słowa sprawiły, że skrzat spojrzał na mnie skrzywioną miną, jakby chciał wyrazić, że zależy mu na szczęściu swojego pana, jednocześnie ukazując oburzenie, że mogłam to kwestionować.
-Jeśli cokolwiek pójdzie nie tak, to będzie wyłącznie wasza wina, a mnie pan nie będzie miał prawa karać! - zawołał po czym odwrócił się i zamknął się w swoim pokoiku, który był czyściutki co pokazywała, że Harry jest dobrym panem dla swojego skrzata.
-I co udało się? - zapytała Hermiona, gdy tylko ponownie pojawiłam się w salonie
-Tak, na szczęście tak. - odpowiedziałam, i sama zaczęłam zastanawiać się jak mi się to udało.
Praca ciągnęła się niesamowicie długo. Wieszanie ozdób, przygotowanie pyszności na dzisiejszy wieczór, kosztowały nas mnóstwo pracy. Widok jak cała rodzina przykłada się, aby to przyjęcie było udane, sprawiał że czułam jak rośnie mi serce, a uśmiech nie znika mi z twarzy.Wreszcie zbliżała się godzina 18.00, co oznaczało, że już niebawem w domu pojawi się jubilat wraz ze swoim przyjacielem.

***
Cała ta sytuacja dziwiła Harry'ego. Jakoś nigdy Ron nie zjawiał się, by na cały dzień zabrać go na rozgrywki. Nie potrafił jednak ukryć złości, że ani przez chwilę nie wspomniał o jego urodzinach, nie złożył mu głupich 'sto lat', czy też 'wszystkiego najlepszego'. Ale nie to go bolało najbardziej, przecież jest Ginny, jak ona mogła zapomnieć, a Hermiona, ona zawsze pamiętała.
-Ej co ty taki ponury? Przecież było super! - zawołał Ron
-A wiesz, jakoś tak zmęczony jestem. - odrzekł dyplomatycznie Harry, nie chcąc by przyjaciel domyślił się co tak naprawdę gnębi młodego czarodzieja.
Gdy tylko wszedł do domu, nie zauważył nic szczególnego. Kolejny raz ujrzał ten sam, szary i ciemny korytarz.
-Wiesz, chodź do salony pod kominek, powinienem być już w domu. - powiedział rudy chłopak, co potwierdziło, że tego wieczoru nie wydarzy się nic szczególnego, a spędzi go samotni rozmyślają o swoich najbliższych, którzy zapomnieli o jego osiemnastych urodzinach.
-Jasne.
W salonie było równie ciemno jak na korytarzy. Zdziwił go jednak brak ubrań, które jeszcze rano były porozrzucane po całym pokoju. Ron zręcznie otworzył swój wygaszacz, rozświetlając przy tym cały parter. Oczom Harry'ego ukazał się niesamowity widok. Cały pokój obwieszony był kolorowymi, urodzinowymi ozdobami. Na stole nie było miejsca by położyć chociażby dłoń, bo cały zastawiony był przeróżnymi daniami, a na środku stał ogromny, dwupiętrowy tort. Cały ten widok nie sprawiał mu tyle radości, jak ludzie którzy stali wokół syto nakrytego stołu. Na pierwszy rzut oka ujrzał Ginny, ubraną w piękną, turkusową sukienkę, ze spiętymi starannie w kok włosami i z cudownym uśmiechem, który sprawił, że Harry poczuł jak ciepło zalewa całe jego ciało. Obok dziewczyny stała jego przyjaciółka, w kasztanowych, gęstych włosach wyglądająca równie pięknie jak jej poprzedniczka. Zaraz po niej zauważył Hagrida, to dziwne że to nie on pierwszy rzucił mu się w oczy, biorąc pod uwagę jego rozmiary, Harry nie mógł jednak stwierdzić, że wygląda on równie pięknie jak poprzednie dziewczyny. Obok stał radosny George, widok jego uśmiechniętej twarzy sprawił młodemu czarodziejowi wiele radości. Było tam również ulubione małżeństwo Harry'ego: Molly i Artur Weasley, oraz nieco młodsza para: Fleur i Bill, przy czym młoda kobieta trzymała się za swój, jeszcze niewidoczny, brzuszek. Był również, ku zaskoczeniu młodego chłopaka, Percy w jego chyba najlepszym garniturze, wyprostowany i uśmiechający się dyplomatycznie, tak jakby był na spotkaniu z Ministrem Magii.
-Wszystkiego najlepszego Harry! - zawołali jednocześnie, po czym każdy ruszył ku chłopaku, aby go wyściskać.
Radość jaką sprawili mu najbliżsi, była niedopisania. Siedząc przy wspólnym stole, racząc się pysznościami przygotowanymi na ten wieczór, rozmawiając i żartując wspólnie można było odnieść wrażenie, że te osoby nigdy nie spotkało nic złego, i nigdy nic złego już ich nie spotka. Harry zapomniał o wszystkich zmartwieniach, zapomniał o śmierciożercach, którzy uciekli z Azkabanu, nie mógł sobie wyobrazić, że jest coś co w tym momencie mogło mu zagrozić. Czas szybko mijał przy wspólnej zabawie. Około godziny 21, Fleur i Bill podeszli do jubilata, aby pożegnać się i jeszcze raz złożyć mu urodzinowe życzenia.
-My już powinniśmy iść. - powiedział Bill, podchodząc do osiemnastolatka - Fleur powinna się wcześniej położyć, chyba rozumiesz?
-Pewnie, dziękuje że przyszliście. - powiedział - nawet nie wyobrażacie sobie, jak wiele radości mi sprawiliście i jak bardzo ważny był dla mnie ten wieczór.
-Cieszymy bardzo się - odpowiedziała młoda, piękna kobieta.
-Mamy tu coś dla ciebie, nie chcieliśmy ci to dawać wcześniej, powiedzmy że czekaliśmy na odpowiedni moment - powiedział, przy czym wręczył starannie zapakowany prezent i jeszcze raz oboje wyściskali chłopaka.
***
O godzinie 22, postanowili wspólnie wybrać się na wieczorny spacer, korzystając z pięknej, gwieździstej nocy. Gdy tylko wyszli z domu, Harry zauważył wielką, piękną sowę lecąca w ich stronę.
-Pewnie spóźnione życzenia. - zawołał Ron
Harry ostrożnie zabrał list, z dzioba potężnego ptaka, który nie czekając ani sekundy odleciał, eksponując przy tym pieknymi, białymi skrzydłami.
-To z Ministerstwa. - odrzekł
-No nic dziwnego, że przysyłają ci życzenia. - powiedział z dumą Artur
Serce Harry'ego z minuty na minutę biło coraz mocniej, pot oblewał czoło a ręce trzęsły się nie mogąc utrzymać kawałku pergaminu.
-To nie są życzenia - odpowiedział załamującym się głosem - tu są śmierciożercy - na te słowa każdy wyciągnął różdżkę i obrócił się by upewnić się, że za jego plecami nie stoi zwolennik Czarnego Pana - musimy szybko się teleportować! - zawołał, czując jak kolana same uginają się pod jego ciężarem.
Sam dokładnie nie wiedział, kogo trzymał za rękę. Poczuł, znane mu już szarpnięcie w okolicach brzucha, i kilka sekund po tym podnosił się już z ziemi, obserwując Norę.
-Czy nikomu się nic nie stało?! - zawołał, po czym ujrzał Ginny i szybko do niej podbiegł pomagając wstać jej o własnych siłach - Wszystko w porzadku?
-Tak. - odpowiedziała
-Nikt się nie rozszczepił? - kolejny raz zawołał, ze zniecierpliwieniem czekając na jakąkolwiek odpowiedź.
-Chyba wszystko w porząsiu - odrzekł Hagrid, próbując rozładować sytuacja
-Ron?! - krzyknął przerażony Harry - co się stało?
-N-nie ma-a He-ermio-ony.

 

piątek, 27 grudnia 2013

Rozdział II - kontynuacja. 'Wyprawa do Hogwartu'

Gabinet dyrektora Hogwartu wyglądał tak, jak Harry go zapamiętał. Było to ogromne pomieszczenie, na środku którego znajdowało się duże biurko. Tuż obok niego na regale spoczywała wysłużona Tiara Przydziału. Nie zabrakło również myślodsiewni, tej samej z której korzystał Harry tuż przed samotną wyprawą do lasu. W oczy rzucały się srebrne instrumenty, regały z masą książek jak i złoty drążek, na którym zazwyczaj siedział feniks Faweks, teraz pusty przypominał o bolesnej stracie znakomitego dyrektora tej szkoły.
-Niesamowite, jakby czas się tu zatrzymał. - rzekł Harry wzruszony widokiem gabinetu, w którym otrzymywał znakomite rady.
-O mój drogi, nie przesadzajmy. Minęły zaledwie dwa miesiące od chwili gdy byłeś tu ostatni raz. - odrzekł doskonale znajomy głos.
-Profesorze Dumbledore - po raz pierwszy od tak wielu dni na twarzy Harry'ego pojawił się szczery uśmiech - nie wyobraża sobie Pan,  jak bardzo się cieszę, że mogę z Panem porozmawiać!
-Witaj Harry. Dzień dobry Panno Granger.
-Dzień dobry - odpowiedziała Hermiona serdecznym tonem głosu.
-Nawet nie wyobrażasz sobie jak bardzo ja się cieszę, widząc cię wśród żywych - uśmiechnął się szczodrze starzec - no, ale powiedzcie mi co was do mnie sprowadza, bo moje wieloletnie doświadczenie mówi mi, że spotkanie to nie jest bezinteresowne.
-No to może ja powiem. - wtrąciła niepewnie Hermiona - słyszał już pewnie pan o śmierciożercach, którzy uciekli z Azkabanu?
-Och tak, zapewniam cię że obiło mi się to o uszy niejednokrotnie.
-W momencie gdy powiedzieliśmy o tym Harremu, to ...
-Zapiekła go blizna, prawda?
-Skąd profesor wiedział? - prawie wykrzyczał zaskoczony Harry
-Widzisz młodzieńcze, mimo że umarłem to jeszcze co nieco wiem. - na te słowa Harry'ego zalał rumieniec, który sugerował skrępowanie wobec swego mentora
-Myśli profesor, że to coś groźnego? - zapytała Hermiona, którą nie obchodziło to, że jej przyjaciel zmaga się ze wstydem.
-Absolutnie nie. Widzicie, to nie jest prawdziwy ból spowodowany blizną.
-Ale to naprawdę był silny ból. - odrzekł Harry, próbując się bronić, tak aby nie wyszło, że wystraszył go lekki ból głowy.
-Ach Harry, nie twierdzę że nie był to silny ból. Widzisz, kiedy bolała Cię blizna chociażby pół roku temu, był to ból spowodowany silnymi więzami między tobą a Voldemortem. Teraz jednak, jak powszechnie wiadomo taka więź nie może istnieć, z błahego powodu - Voldemort nie żyje. Tak więc wraz z jego śmiercią wasza specyficzna więź zostaje zerwana, co jest dość oczywiste.
-To dlaczego zabolała mnie blizna?
-No właśnie do tego zmierzam. Coś co łączyło cię z Voldemortem było tak silne, że nawet po latach będziesz odczuwał tego skutki. Tamtego wieczoru dowiedziałeś się o czymś co cię przeraziło, przez co kolejny raz poczułeś się tak jak czułeś się gdy Voldemort chciał cię zamordować. Widzisz, blizna pamięta twoje myśli, pamięta to czego boisz się najbardziej, strach, silne emocje przed którymi starasz się bronić. Właśnie to poczułeś, gdy przyjaciele powiedzieli ci tą straszną wiadomość. Powód jest zupełnie niemagiczny, nie sądzicie?
-Tak bardzo się cieszę! Już bałam się, że coś jest nie tak, że jest to związane z czymś poważniejszym. - odrzekła z ulgą Hermiona
-Niemniej jednak ogromnie się cieszę, że mnie odwiedziliście. Mam do was żal, za to że stało się to dopiero teraz, jednak pamiętajcie że powitam was zawsze szeroko otwartymi ramami.


***
-Może go nie ma? Stoimy pod tymi drzwiami już ponad 5 minut. - odpowiedziała zniecierpliwiona Hermiona
-Wspominał, że w wakacje zostaje w Hogawcie, bo jak sam powiedział było tu trochę do roboty.
-O cholibka, co wy tu robicie? - zza małego domku, wychyliła się potężna postać, o równie potężnej brodzie i bujnych włosach.
-Hagrid! - krzyknęli Harry i Hermiona równocześnie, po czym biegiem udali się by przytulić przyjaciela
-A gdzie Ron? Chyba nic mu się nie stało, nie?
-Nie, jest cały i zdrowy! Ron nie wie o naszej wyprawie do Hogwartu, jeśli nas zaprosisz na małą herbatkę wszystko ci wyjaśnimy.

***
-Z tego Dumbledora to niezły gość był, no nie? On to zawsze trzyma głowę na karku, no nawet teraz gdy już nie żyje. - wyciągnął dużą chusteczkę i zaczął wycierać wielkie łzy spływające po jego policzku i ginące w gąszczu brody
-Hagridzie nie płacz, wszyscy cierpimy po jego stracie, ale wciąż możemy z nim rozmawiać, wciąż służy nam dobrą radą. - starała się uspokoić Hermiona
-Tak, tak - odrzekł pół olbrzym - a byłbym zapomniał, upiekłem ciasto, może się poczęstujecie?
-Nie - odrzekł szybko Harry - no wiesz, my powinniśmy już lecieć. Przyjdź do mnie do domu, Stworek i oczywiście ja - dodał widząc srogą minę Hermiony - przygotujemy przyjęcie dla nas wszystkich. Tylko pamiętaj Ron ma się nie dowiedzieć, że tu byliśmy.
-  Cholibka, przyjęcie specjalnie dla mnie? Jesteście kochani.
Postawny Hagrid uściskał obu przyjaciół po kolei, co było bolesnym doświadczeniem biorąc pod uwagę rozmiary jakie posiadał ich ukochany profesor.

***

-Zaczekasz Hermiono? Jeszcze chciałbym chwilkę porozmawiać z profesor McGonagall.
-Oczywiście. - odpowiedziała dziewczyna.
Harry biegł przez błonia Hogwartu, czując że wpadł na doskonały pomysł chodź do końca nie mógł uwierzyć, że nikt mu tego nie zasugerował a wręcz przeciwnie, że jest to wyłącznie jego inicjatywa.
-Profesor McGonagall! Czy możemy chwilę porozmawiać! - krzyknął, gdy ujrzał starszą kobietę spacerującą przez Wielką Salę.
-Wciąż tu jesteś. Oczywiście Harry, dla ciebie zawsze znajdę chwilę wolnego czasu. - odpowiedziała rozglądając się po opustoszałym pomieszczeniu, co sprawiła że Harry poczuł dziwne ukłucie w sercu, które uświadomiło mu jak bardzo ta starsza kobieta musi się czuć tu samotnie od czasu śmierci Dumbledore.
-Widzi Pani profesor, gdy ponownie odwiedziłem gabinet dyrektora zorientowałem się, że czegoś tam brakuje.
-Och czy coś zaginęło? - odpowiedziała ze zmartwioną miną - widzisz, w całej szkole było dość sporo pracy, mogłam nie zwrócić na to uwagi, z resztą w gabinecie bywam jedynie wtedy gdy potrzebuję rady od profesora Dumbledore.
-Nie, wszystko jest na swoim miejscu, przynajmniej tak mi się zdaje. Miałem na myśli jednak portret.
-Portret? - mina profesor McGonagall w sekundę ze zmartwionej zmieniła się w zaintrygowaną - panie Potter, co ma pan na myśli?
-Myślę, że w gabinecie powinien zawisnąć portret profesora Snape'a.
-Profesora Snape'a? - prawie wykrzyczała starsza kobieta, dzięki czemu Harry przypomniał sobie, że jeszcze nikt oprócz niego i jego przyjaciół nie zna prawdy o tym człowieku. Sam nie potrafił zrozumieć, jak mógł tak długo zwlekać z wyjawieniem powodu dla którego Snape powinien być szanowany po śmierci, a nie szkalowany. Nie wiedział również, dlaczego profesor Dumbledore nie zrobił tego wcześniej, może uważał że w głównej mierze dotyczy to Harry'ego i to właśnie on jest odpowiedzialny za wyjawienie prawdy.
-Myślę, że powinna pani coś zobaczyć.
Kolejny raz pojawił się w tym gabinecie tego dnia. Kolejny raz poczuł jak bardzo przywiązany jest do tego miejsca, chodź do końca nie mógł uwierzyć, że już nigdy nie ujrzy profesora Dumbledore'a siedzącego za biurkiem, ani Faweks'a, ogromnego złoto-czerwonego ptaka, który pojawiał się zawsze w odpowiednim momencie, gdy Harry lub kto inny potrzebował pomocy.
-O jak miło znowu cię widzieć Harry. - odrzekła postać stojąca w ramach jednego z portretów, spoglądająca na chłopca zza swoich okularów połówek  - widzę, że przybyłeś z profesor McGonagall, jeśli się dobrze domyślam, wreszcie postanowiłeś coś z tym zrobić. Oj Harry, długo na to czekałem, niejednokrotnie sam chciałem się tym zająć. Niemniej jednak wierzyłem, że ty tego dopilnujesz.
-Czy któryś z was powie mi o co tu chodzi? - wtrąciła wyraźnie poirytowana kobieta
-Czy mogę? - spytał Harry wskazując na szafkę pełną fiolek.
-Oczywiście Harry, należy ona do ciebie, to ty ją zdobyłeś.
Chłopak wyciągnął z szafeczki jedną z fiolek, którą tak doskonale pamiętał, po czym opróżnił jej zawartość do kamiennej misy, wypełnionej świetlistą, biało-srebrną substancją.
-Minerwo, śmiało, zanurz się. - zachęcił starzec, po czym kobieta nie pewnie schyliła się nad misą.
Minęło trochę czasu, zanim profesor McGonagall wynurzyła się z myślodsiewni. Gdy twardo stanęła na obie nogi, spojrzała na Dumbledore, następnie na Harry'ego i usiadła na fotelu, tak jakby to czego się przed chwilą dowiedziała odebrało jej wszystkie siły.
-Spodziewałem się nieco innej reakcji. - odpowiedział wyraźnie rozbawiony mężczyzna z portretu.
-Harry, możesz być spokojny. Portret profesora Snape'a zawiśnie jak najszybciej. - odpowiedziała jednym tchnieniem kobieta, po czym zamknęła oczy, obawiając się kolejnych informacji, które zmienią jej światopogląd.

czwartek, 26 grudnia 2013

Rozdzial II - kontynuacja

Obserwował przez okno jak blade słońce wynurza się ponad szare budynki, w których nieświadomi ludzie, że w ich sąsiedztwie przy Grimmauld Place 12 młody czarodziej nie przespał całej nocy, szykowali się do pracy. Zbliżała się już godzina 6, gdy odwrócił się od okna i postanowił zejść na śniadanie. Wychodząc na korytarz mimowolnie spojrzał na pokój ukochanego ojca chrzestnego. Rzadko tam wchodził, rana po jego stracie wciąż się nie zagoiła, a widok pustego pokoju Syriusza okrutnie ją rozdrapywała. Tym razem nie potrafił przejść obojętnie obok drzwi, na których wisiała tabliczka z napisem"Syriusz Black"
Lekko uchylił drzwi, po czym pewnym krokiem wkroczył do pustego, pokrytego kurzem pokoju. Usiadł na łóżku, spoglądając na starą szafę z pękniętą szybką. To dziwne, że od czasu gdy zamieszkał w tym domu nie zaglądał do tej starej komody. Powoli podniósł się z łóżka, z którego uwolniła się masa kurzu, unosząca się ku górze. Ostrożnie otworzył drzwiczki, które skrzypieniem potwierdziły swoją wieloletnią służbę w tym domu. W środku znajdowało się kilka równie starych i podartych książek. Sięgnął po jedną z nich i ponownie usiał na łóżku, uwalniając kolejną garść kurzu. Okładka była zniszczona, a tytuł nieczytelny, tak jakby ktoś specjalnie go zatarł. Ostrożnie otworzył książkę, w środku była oklejona w dziwny sposób. Każda strona zaklejona była zdjęciem, a pod każdym zdjęciem widniał podpis. Na pierwszej fotografii Harry ujrzał samego siebie, jako malutkiego chłopca, który jeszcze bez blizny szeroko się uśmiechał, nie świadomy że za 18 lat nie będzie pamiętał swoich rodziców. Pod rozpromienionym maleństwem, znajdował się podpis:
"Mój mały chrześniak. Ma zaledwie 3 miesiące."
Harry rozpoznał po piśmie Syriusza. Pomyślał, że ta książka musi być czymś w rodzaju pamiętnika. Otworzył książkę na kolejnej stronie i zobaczył najwspanialsze zdjęcie jakie kiedykolwiek widział. Byli tam jego rodzice, Syriusz, Lupin i czyjaś zamazana postać. Harry domyślił się kto i dlaczego zdrapał piątą osobę. Wszyscy radośni, obejmowali się nawzajem i śmiechem pozdrawiali osobę oglądającą tę fotografię. Gdy chłopak przyglądał się przyklejonemu zdjęciu, coś wypadło spomiędzy starych, zżółkniętych stron. Harry schylił się i chwycił z podłogi list. Delikatnie rozłożył kartkę, tak aby nie uległa uszkodzeniu.

Drogi Łapo
Piszę do Ciebie, ponieważ chcę się z Tobą podzielić fantastyczną nowiną. Poprzedniej nocy wydarzyło się to, na co tak długo każdy z nas czekał. Urodził się mój ukochany, długo oczekiwany synek. Wraz z Lily postanowiliśmy dać mu na imię Harry, podoba Ci się? Jest śliczny i taki malutki. To niewiarygodne, że moje największe szczęście może mieścić mi się na jednej dłoni! Najlepsze jest to, że jest podobny do mnie, no z wyjątkiem oczu, oczy ma po mamie. Z resztą sam musisz go zobaczyć i ocenisz, do którego z nas jest bardziej podobny!
Przyjęcie z powodu narodzin malca odbędzie się już w najbliższą sobotę około godziny 15.00. Zaprosiliśmy również resztę naszej zgraji! Do Ciebie mamy jednak specyficzną prośbę i chcielibyśmy abyś przyszedł do nas nieco wcześniej. Pamiętaj, że liczymy na Ciebie. 


Twój oddany przyjaciel
Rogacz


Harry poczuł jak słona łza, spływa mu po zimnym policzku. Od dawna nie płakał, a dzisiaj nie mógł powstrzymać łez. Czuł, że coś go złamało, że nie potrafi być już silny. Teraz gdy nie ma nikogo z kim mógłby porozmawiać, nikogo kto mógłby mu doradzić. 



***

Po obiedzie Harry siedział w salonie i wciąż patrzył się w niedawno odnaleziony list. Czuł, że kawałek papieru stał się częścią jego rodziców. Myślał, że to jest strasznie głupie, bo przecież list nie może zastąpić rodziców, a jednak czuł tak, może przez to że nigdy nie porozmawiał z własnym ojcem i matką, a kilka zdań które napisał o nim, były czymś w rodzaju krótkiej rozmowy. Z zadumy wyrwał go stojący u progu Stworek
-Stworek nie chce przeszkadzać, Stworek przyprowadził pana gościa.
-Gościa? - zdziwił się Harry - poproś go tu. 
Zza ściany wyłoniła się Hermiona.
-Hermiona? Co ty tu robisz?
-Cześć Harry, przyszłam z tobą porozmawiać. Mogę?
-No jasne. - chłopak poczuł niesamowitą ulgę, właśnie teraz potrzebował kogoś z kim mógłby porozmawiać, a wiedział że Hermiona jest najlepszą osobą do rozmów na trudne tematy - o czym chciałaś ze mną porozmawiać?
-O wczoraj, to znaczy o bliźnie - na te słowa Harry zrobił zdziwioną minę - oj nie udawaj, dobrze cię znam i wiem co się z tobą dzieje. Doskonale pamiętam chwile, w których bolała cię blizna, wczorajszy dzień zalicza się do jednej z nich.
-Ale naprawdę, to był tylko stres. Nie czułem tego bólu wyraźnie sam nie potrafię ocenić czy była to blizna.
-Szukałam czegoś na temat blizn w książkach - kontynuowała, nie zwracając uwagi na to, co mówił jej przyjaciel - niestety nic nie znalazłam.
-Nic dziwnego...
-Ale mam inne rozwiązanie - odrzekła z dumą.
-Co masz na myśli? 
-Pójdziesz, no jeśli chcesz ja pójdę z tobą, do Hogwartu.
-Co? - prychnął Harry - wybacz, ale ja nie mam zamiaru kończyć szkoły, może to zabrzmi głupio, ale mam jej już dosyć.
-Oj wiem, że tobie i Ronowi brak ambicji, nie chodziło mi o kontynuację nauki. Miałam na myśli jednodniowe odwiedziny.
-A co miałbym tam robić? I w jaki sposób miałoby to wpływ na moją bliznę?
-Nadal nie rozumiesz? Ech, Harry w Hogwarcie jest portret Dumbledore. - powiedziała Hermiona z wyraźną satysfakcją.
-Nie, to wykluczone.
-No cóż, rozumiem, że będę musiała pójść z tobą.


***
Jasne słońce oświetlało błonia zamku. Wszystko wyglądało tak samo jak przed bitwą, tak jakby w tamtym miejscu nie wydarzyło się nic strasznego, jakby nikt tam nie zginął. Tak, Hogwart znowu był najbezpieczniejszym miejscem na ziemi.
-Co czujesz, gdy znowu tu jesteś? - przełamała ciszę Hermiona
-Teraz, gdy wszystko wygląda jak dawniej czuję się jak w domu. Właściwie to właśnie to miejsce było moim pierwszym prawdziwym domem. Dziękuje, że mnie tu zabrałaś - na te słowa dziewczyna uśmiechnęła się szeroko.
-Dzień dobry profesor McGonagall.
-Witajcie moi kochani - odpowiedziała z szerokim uśmiechem starsza, wysoka z upiętymi w kok włosami kobieta. - miło mi jest was znowu widzieć. Jednak powiedzcie mi co was tu sprowadza? Bo jak się domyślam, nie sentymenty?
-Chcielibyśmy zobaczyć się z profesorem Dumbledore, to znaczy z jego portretem.
-Czy coś się stało? - starsza kobieta spoważniała, a twarz jej znowu przypominała tę profesor za czasów, w których dwójka przyjaciół pobierała od niej lekcje.
-Nic takiego, niech się profesor nie martwi, chcielibyśmy się tylko czegoś dowiedzieć - odpowiedziała dyplomatycznie młoda dziewczyna.





sobota, 21 grudnia 2013

Rozdział II

Znowu przebudził się o tej samej porze. tak, to była 4.30. Rozejrzał się po ciemnym jeszcze pokoju. Wszystko było w porządku. Blizna też już od dawna go nie bolała. To dlaczego wciąż śniły mu się te okropne koszmary? Każdej nocy widział jego wężowatą twarz, słyszał okropny śmiech, widział jak podnosił różdżkę, wypowiadał zaklęcia i każdej nocy w tym momencie przebudzał się, co noc o 4.30.
Z kuchni usłyszał jakby coś metalowego spadło na ziemię. Serce mocniej zabiło mu w piersi. Odruchowo sięgnął po różdżkę, lecz po chwili uświadomił sobie, że to Stworek szykuje obiad na dzisiejsze spotkanie z przyjaciółmi. Ubrał się w naszykowane dzień wcześniej ubranie i zszedł na dół. Huk spadającego garnka obudził obrazy, ale Harry już doskonale umiał sobie z nimi poradzić.
-Witaj Stworku - rzekł Harry, na co skrzat ukłonił się nisko.
Coś wciąż nie dawało mu spokoju. Czuł, że coś się dzisiaj stanie, lecz nie mógł ocenić z czym to będzie związane. Po kilku minutach otrząsnął się z tych myśli, nie miał na to czasu, musiał przygotować wszystko na przyjęcie gości. Czas zleciał mu niesamowicie szybko. Wydawało się, że nie minęło 5 minut, a już witali go jego najbliżsi. Ginny gdy tylko go ujrzała, ucałowała go i przytuliła tak mocno, że zapomniał o strachu, który towarzyszył mu od rana.
-Najpierw zjedzmy obiad - powiedział, gdy już uznał, że czas w końcu odlepić się od swojej dziewczyny - Stworek bardzo się starał.
-Pomagałeś mu, prawda? - zapytała Hermione, wciąż przejmowała się sprawą skrzatów i jak obiecała, gdy ukończy Hogwart wprowadzi reformę, która polepszy ich nędzne życie.
Po obiedzie wszyscy zasiedli w salonie. Harry z Ginny wtuleni na jednej kanapie, Ron z Hermione na drugiej.
-No co? Chyba nie zamierzasz nam zabronić trzymać się za rękę? - odpowiedziała Ginny na krzywe spojrzenie brata.
-Oj nie przejmuj się, Ron zawsze miał problemy z okazywaniem uczuć - odparła Hermione, na co Ron lekko się zarumienił.
-Harry musimy ci coś powiedzieć - powiedział, na co każdy spoważniał.
-Czy coś się stało? - odparł, czując że jego obawy się spełniają.
-Dowiedzieliśmy się tego od taty, usłyszał to w ministerstwie - powiedziała łagodnym tonem głosu Ginny, który mimo to wcale nie uspokoił Harry'ego.
-Tego, czyli czego?! - czuł wściekłość, podobną do tej, którą czuł gdy każdy znajdował się w jego obecnym domu, a on samotnie, bez żadnych wiadomości siedział w pokoju przy Privet Drive.
-Harry uspokój się! - wtrąciła Hermione - oni dowiedzieli się tego wczoraj wieczorem, a mnie powiedzieli o tym po drodze do ciebie.
No tak, to było logiczne. Mimo to, Harry nie mógł zahamować gniewu. Wręcz przeciwnie, z minuty na minutę stawał się on coraz większy. Tak bardzo obawiał się, że coś w końcu się stanie. Nie potrafił żyć bez strachu, nie wierzył że problemy z tamtym dniem znikną na dobre.
-Więc? - dociekał, starając się ze wszystkich sił by nie zabrzmiało to agresywnie.
-Prawdopodobnie część śmierciożerców uciekła z Azkabanu.
Co? - krzyknął, czuł wyraźnie pulsującą skroń, ogarnął go okropny ból. Przez chwilę, nie to niemożliwe, blizna nie mogła go zaboleć, to musiało mu się tylko wydawać.
-Harry wszystko w porządku? - zapytała przerażona Hermione, widząc jak jej przyjaciel zwija się z bólu, w ten sam sposób jak rok temu.
-W porządku? - krzyknął, już nie panował nad zdenerwowaniem. Jedyne co chciał, to to by nie zaczynać tematu piekącej go blizny - śmierciożercy na wolności, a Ty pytasz mnie, czy wszystko w porządku?!
Zapadła cisza. Nikt nie odważył się powiedzieć ani słowa. Wszyscy wiedzieli jak ta informacja wpłynie na chłopaka, a jednak mieli nadzieję, że Harry nie zareaguje tak gwałtownie.
-Nie to niemożliwe - mówił Potter do siebie, tak jakby nikogo innego nie było w pokoju - czytam codziennie "Proroka codziennego", tam napisaliby gdyby działo się coś niepokojącego.
-Harry, Harry - Ginny nerwowa spoglądała na swojego chłopaka - Prorok stchórzył, uważają że ludzie potrzebują teraz poczucia bezpieczeństwa, a taka informacja wcale by go nie podbudowała.
-Wiemy, że postąpili głupio - dodał szybko Ron, widząc że jego przyjaciel coraz bardziej się denerwował - podobna sytuacja miała już przecież miejsce i dobrze wiemy, że nie skończyło się to dobrze, ale teraz Voldemorta już nie ma, a nasza siła jest znacznie większa od ich siły, biorąc pod uwagę fakt w jakim miejscu przebywali w ostatnim czasie. Pokonałeś, pokonaliśmy największego czarnoksiężnika wszech czasów, naprawdę myślisz, że nie damy radę z kilkoma frajerami z Azkabanu?




***
Mam nadzieję, że Wam się podoba :)
Zostawcie coś po sobie w komentarzu :3
Rozdział drugi pisany jest troszkę inaczej, bo już n

Zamów Proroka Codziennego